000428b |
Previous | 15 of 16 | Next |
|
small (250x250 max)
medium (500x500 max)
Large
Extra Large
large ( > 500x500)
Full Resolution
|
This page
All
|
I ROZWADOWSKI VJ' piso i' Łl r"rtlT VT3- - "- - — '23 zdarzenia w mym a- - torvm em uue- - - _ - j " L yel ro!e zawsze Lts mnu ukazują -- r dnise oia ię- - Djptro po u ni z ŁSa'enia w Mama mc jt'-Aet-- 3 dziewczyny osoiona rrr-Łzk- a jri kasztanom aiy- - ciciino-szmara- g- „ene o Moryiii mu- - tvn rt cin ii Beaj _ie~riiofiŁt"itiicViquu1—1pv rn~n-- 32 zapadł] prowin- - ! lancia IC7VCT(C1P Et iTIl i'Mr '- - —-- — - fi „ n e ziawiary fabawach tanecznych 'ch sukicnkacn a rę-- nocih u łącznie lyi- - b:ie podroży dla o- - 1 przed Kurzem i pici męskiej mia- - al!e cpjc przyzwy- - du tego ] itrafiła jed- - tewa o--cn-ic prawuzi-t:eroe-- o świata ele- - [T- - tez n'e inło w tym neo u nowa sekre- - ixeltora banku Smi- - bla z Nowego Jorku I otocz ma oyia w :or tanecny w lokalu r llCZIiWIl giuiiciu li Ubrana w długa Suknie u leczorową bez ozdób długimi się- - U 2Z UO 10KLI UiaiYllll ikami bla doprawdy Scnnjm zjawiskiem w nLśim z ma wszyscy Harn Wnglit wła- - jirapteki Johny Ovens rp Jack Higęins poeta ondent prasowy Bob djuoda straży wie- - mistcr Smith dyrek- - tof''J ' jeJ S7cf Gdy przy" Tmtoi K01LJ ' ouy puwu- - men oojęciacn jej ciało stało się dla zecza zupełnie jasną bj tlko chciała bez mogłaby ująć w swą :na dton spoczywają- - mjm ramieniu moje ste w piersi serce i nim wszystko co tyl- - lapragnela pochodziła ze starej Grajow z których j3k naieżało wierzyć e przbł z Wielkie i na grunt amerykań- - pokładzie słynnego ża ptury ift Kvr] 7' r i "Mjm- y-u glowca "Mayflower" wiozące-go pierwszych osadników eu- ropejskich Była to rodzina pełna temperamentu i fanta-zji: dziadek Nelly awanturo- wał się na Dzikim Zachodzie i zginąi w ]alaejs bojce z In- dianami na pograniczu ojciec tresował lwy w cyrku aż rin chwili gdy jeden z jego pu- pilów nie rozdarł go na strzę-py matka występowała w tymże cyrku 'jako woltyżerka Drai reiuamowy skoczek spa- dochronowy zginął w wypad- ku gdy jego spadochron o-two- rzył się przy skoku o ćwierć sekundy za późno Po-zostawiona sama sobie Nelly musiała opuścić Nowy Jork "i przyjąć ofiarowana sobie no- - sadę sekretarki mr Smitha d rektora "Provincial Bank of Vallev" Mr Smith zdążył już wielo krotnie opowiedzieć znaio-- mym iż Nelly jest prawdzi-wym wzorem urzędniczki my zaś wszyscy — męska mło-dzież Valley doszliśmy do zgodnego przekonania że wartoby w końcu zacząć my- śleć poważnie o przyszłości otwierając sobie konto oszczę-dnościowe w "Provincial Bank of Valley" Że był to zwykły pretekst dla częstego widywa-nia miss Nelly — żaden z nas nie przyznałby się za nic w świecie Johny Ovens rzeźbiarz i znany uwodziciel na terenie miasteczka chciał koniecznie w j konać w marmurze jej po-piersie ale wymówiła się bra-kiem czasu na pozowanie 0- - vens czuł sie tym nieco dot knięty: rzeźbił już wiele po-staci niewiast z Valley i był bardzo przez płeć piękną lu-biany że na skutek tego mie-wał sporo nieprzyjemności ze strony różnych narzeczonych i mężów modelek — to już całkiem inna nie należąca ani do rzeźbiarstwa ani do tema-tu historia Ovens był moim dobrym przyjacielem i spotykaliśmy się często — Dlaczego nie żenisz się z Nelly? — zagadnął mnie któ-regoś wieczoru w barze stare-go Wilkinsa — Przecież jej się podobasz Nie trudno to zauważyć Odsunąłem nieco kufel z pi-wem i spojrzałem na niego — Dlaczego? To jest zupeł Przygoda w w Wszelkie prawa autorskie zastrzeżone Ijubi ludzi jak pan bo się ich nie Siat pełen jest takiego łajna jak pań- - ccie wiadomo łaino do łajna cia łko nie obrażaj się pan nie w tym agnał się pospiesznie i odłożył pa- - rJzecz w tym że taki człowiek nie- - pk ta biała lelija który ze strachu i i innjm zyc nie dał taki czło- - wwadam jest nam potrzebny i be- - naszej roboty pożyteczny Bo ma i 7 HPM vi lrl£łS n ftrt nil-- f ttamHr- - § — iui £)i„_:iu i-UiUiiiiL: 'bi j„Jmi o: nA 5 Pan nrtT Mn łr iDttoćmu mv i P robota powiem krótko: my zna-Cedsiębiorst- wo A jaka robota u nas Wpty można tylko wiedzieć że to nie ¥ dla grzecznych dzieci: pan się S5ZC7P nm ni~ l n 4 „—„ BfJ chorobie do wszvstkieeo nan be-- °lnv tak lak Artur Oskar czv Jola BPrtPrrfcisPłraszmbteaezracdznrdaezorewmibsyy7cpwmtwoa!airipraiaatńóteswkmiepotsrzzznceazbęaścpisaeinę Wpi-mmiM-u-- n — Wy1)' pana te majaki te pańskie zmo-Pelusza-eh na ulicy zadziobały Dla Prrcjasna egJuoż piontenraensuu wmiudzsęi sżięe npaann Ffciał Dobra jest — im wcześniej f Jl5le: Antfini irranmn irniniM lll" 3 zupełnie co innego niż tamten Szsł Zrozumiał rzecz olśniewająco gzarazem Jak zwykle rzeczv pro-jwniaja- cą wszystko: to Ryszard wła-- m lriatern- - JeS° pozorny porządek '-uiiceK-wencja Dyry przecież tej co u Artura czy Oskara Dy-- 1 Meczowa nio ™-- J ♦: „ „o E? Prostu wejść z nim w pertrakta-- P?WC lenn ' r„ — wujuu5c i za wszeiKą cenę chwilę wydostać się z tego 1 POtem' Uciel-a- A --joinziń cio nnH „r mincjt wyjechać Cokolwiek aby ?aJprędzej wyzwolić się spod yp!r0b}3kanych z ich kręgu dzia-- oczywisty: tylko °aCla OSiajTnio fnć -- r 4irm mlmrĄn u ""a-- nnoiwea ksiwp owją oiosio---b„owość podczas ł~ nn k Lcym równouprawnieniem -- tva mgnv rlP" rvcrra i ahciir 0 1 nafVfłim!i-- f K „ninUnil &pu_ ' T nie proste: w moim położeniu mogę jedynie ożenić sie z ko-bietą która nie boi się cięż- kiej pracy która potrafi żvć wicej niż oszczędnie Prócz tego odebrałem 'właśnie list oDaetrmoietgo bwymuja prfzaybjreyckhaanłtadoz niego na parę lat na praktykę i bym nauczył się jak należy robić pieniądze Ovens wzruszył lekceważą-co ramionami — Pieniądze pieniądze! Nikt o niczym innym nie do-- trafi ani mówić ani myśleć Bądź pewny mój stary że iwny uęazie umiała i praco wać i oszczędzać gdy dostanie za męża człowieka K-tńrpc-m kocha Zamówił dwie podwójne whisky Gdy wypiliśmy pod-jął na nowo wątek rozmowy — Nie mam pojęcia czy ko-chasz Nelly czy nie i' nie mam zamiaru pytać cie o t e prywatne sprawy Jeśli jed-nak tak jest uważaj byś cza sem nie żałował po niewczasie tego zwlekania — Nie wiem co masz na myśli mówiąc to John? — Bardzo proste: ktoś mo że cię ubiec — Kto taki u diabła? — zaniepokoiłem się Ovens uśmiechnął się — Znajdzie sie taki nie I obawiaj się Higgins pisze do niej codziennie płomienne wiersze Larsen wzdycha od rana do wieczora i dręczy więcej niż zwykle biednych więźniów Wright wybiera się do Chicago by kupić sobie samochód którym chce ją wozić na spacery a 'i sam dy-rektor Smith robi do niej co-raz słodsze oczy — No dobrze ale przecież Smith jest starszy od niej o dobrych kilkanaście lat i jest w dodatku żonaty — wtrąci-łem dość zdenerwowanym to-nem — Owszem- - to się zgadza Tylko nie zapominaj o tym że jego żona jest ciężko chora na raka i lekarze nie wróżą jej długiego życia I czy myś lisz że bez znaczenia jest fakt iż Smith jeździ "Cadillac'iem" ma wspaniałą willę pełną drogich mebli dywanów i obrazów że ma liczną służbę i "zarabia taką masę pienię-dzy? W dniu w którym odbył się Stefan Kisielewski arszawie Zezowaty przyglądał mu się z zaintere-sowaniem — A więc widzę że zaczynasz pan my-śleć realnie — powiedział z pewną dozą ukrytej ironii — No i co podpiszemy kon-trakt? Bo ze mną to trzeba podpisać kon-trakt tak jak z diabłem o duszę Antoni udawał wahanie Jakżeż mam podpisywać kontrakt kiedy w ogóle nie wiem o co chodzi — wymruczał frasobliwie — Dowiesz się pan wszystkiego się pan dowiesz w odpowiedniej chwili Tylko przedtem musimy sprawdzić żeś pan już nasz — Sprawdzić? W jaki sposób? — Są sposoby nie bój się pan jest ich dużo Są na to ludzie uczeni są książ-ki: o wariatach całe tomy napisano — Więc pan sadzi naprawdę że ja — Co tu sądzić? Jakem tylko na pana spojrzał pierwszy raz już wiedziałem żeś pan wariat I zawsze pan był: nosił to pan w sobie od dziecka Ja mam na te rzeczy 0]:0 —pracuje się w tej branży nie rok i nie dwa Antoni nie wiedział jak przejść do rze-czy Wybrał wTeszcie drogę najprostszą — No to teraz możecie mnie na trochę wypuścić z domu — powiedział niby lekko ale z wewnętrznym drżeniem Ryszard zmarszczył brwi — Co żebyś pan nam prysnął? — W głosie jego była groźba — Ależ skąd ja — No no nie trajluj pan Pryskać zresztą nie masz pan dokąd: mipszkanie puste w zakładzie pracy załatwiliśmy A milicja też już przez nas uprzedzona Przy-skrzyn- ia pana i odeślą do Tworek do izo-latki Wariatowi nikt nie uwierzy — choć-by i mówił prawdę A pan przy tym prawdy nip nmrie tvlko jakieś głupstwa o stra chach na ulicy Nigdy pan już wtedy wariactwa nie wyjdzie — z nami się z me wygrywa Antoni starał się wzbudzić w sobie zdol-ności aktorskie — Nie o to chodzi — powiedział płaczli-„-i- e — Ja muszę pójść do dentysty Zęby mi pań wybił dziąsła ropieją Przecież tak nie można Twarz Zezowatego znów przez chwilę Tryrażała ubawienie # _ — Zęby pana bolą? Toć przecież z Ar-tura dobry dentysta — usunie panu co trzeba Albo i Oskar swoim młotkiem Uznał to widać za dobry dowcip bo s&jsssisim ifli iv TZWlAZKOErlLTSTOPAD(M bal jesienny Nelly zjawiła się na nim w swej czarnej obci-słej sukni i w swych długich białych rękawiczkach Wyjąt-kowo miałem w portfelu wię-cej niż zwykle pieniędzy (nie-samowicie szła mi poprzednie-go wieczoru karta przy poke-rze!) i kilkakrotnie odwiedzi-liśmy z nią bufet Gdy tańczy-liśmy (a tańczyliśmy z sobą bardzo często) jej smukła re-- Ka w Diatei rękawiczce spoczy wała na mym ramieniu Spo strzegłem wówczas iż rękawi czki jej me są właściwie bia łe: miały lekki odcień kremo-wy i byty ozdobione wzdłuż palców delikatnym złotym haftem Opuściliśmy lokal nad ra-nem Zaproponowałem jej spacer nad rzeką Zgodziła się chętnie Ująłem ją pod ramię i wolno szliśmy długim prostym bulwarem nad wodą z której wstawały zwiewne poranne tumany mgły cze piające się żelaznej balustra ay i w lerzcnotkow pogrążo nych jeszcze w półmroku drzew W pew nym momencie przy stanąłem i spojrzałem w jej prześliczne szmaragdowe o-c- zy — Kocham cię Nelly Po-wiedz chcesz zostać moją żo-ną? — spytałem Długie jej ramiona otoczyły moją szyję Jakże miękkie i soczyste bjły jej wargi jakim cudownym aromatem pach-niały jej wspaniałe kasztano-wate włosy! — Och Bob jak bardzo bym tego pragnęła — Zastanów się jednak do-brze kochanie Wiedz o tym bo kłamać nie chcę że nie jestem żadnym bogaczem i że pierwsze nasze wspólne lata mogą być nieraz ciężkie Roześmiała się — A ty wiedz o tym kocha-ny że ja nigdy nie miałam lekkiego życia i znam aż na zbyt dobrze co to są troski codziennego dnia To nie no wość dla mnie i wcale mnie to nie przeraża Będę 'miała ciebie a to przecież jest naj ważniejsze Następnego ranka pojecha łem do Rimsby Załatwiłem tam kilka spraw i kupiłem za sporą stosunkowo sumę za-ręczynowy pierścionek dla Nelly Pierścionek ze szma ragdem koloru jej oczu chód w gruncie rzeczy należałoby może wpierw spłacić krawca i kilku innych wierzycieli którzy czekali na pieniądze od aosc długiego juz czasu Gdy wróciłem do Valley by-ł- o już późno Za późno bv odwiedzić Nelly za wcześnie jednak by iść spać W oknie mieszkania Oyensa świeciło jeszcze Bez namysłu za- - FUKatem do drzwi John sam mi otworzył i zaprowadził do stołowego pokoju —Chodź — powiedział — Zjemy razem kolację Praco wałem dziś jak Murzyn Właś _~ — nie przed i im ii'i wyszła ode T slowa- - zmmnaiechamnyo!delka jestem Nnclicaiecmhciałem o nią Przyjrzałem mu się uważ-nie Wyglądał nie tyle na zmę-czonego ile na podnieconego Włosy miał zwiclirzone ciem-- rumieńce na policzkach fhrvk -- mi niu-n- w gRięncedomkuieliszków gdy nalewał się Nelly — rzeźbisz teraz? — spytałem — Tajemnica — uśmiech nął się — Zastrzegła to sobie moja modelka nie chcąc by jej uKocnany dowiedział się o tym Roześmiałem się głośno — Romantyczna rzeczywiś-cie historia Rzeźbiarz i pięk-na kobieta Sądzę a właściwie jestem pewny znając cię że flirtujesz z nią w międzycza-sie potęgę — Przede wszystkim rzeź-bię — przerwał mi — Zro zum Bob ze sztuka jest dla mnie najważniejsza a nie mam tu w tej prowincjonalnej dziurze żadnych odpowied nich modeli No oczywiście — wzruszył ramionami — gdy piękna pani ma ochotę poflir-towa- ć Nie jestem przecież źle wychowanym człowiekiem znasz mnie ostatecznie i nie potrzebuję ci tego tłumaczyć Wstał z krzesła i wyszedł do pracowni by przynieść po-zostawione tam papierosy Zo-stawił drzwi otwarte Na-wpro-st nich stała mała sofka na niej zaś — leżała para długich kremowych rękawi-czek ze złotym haftem wzdłuż każdego palca Zerwałem się z krzesła i mm John zdążył zamknąć za sobą drzwi od pracowni byłem już przy nim W ostatniej chwili zdołał odbić cios mej pięści — Bob idioto posłuchaj zaraz ci wszystko --wytłuma Nie skończył Błyskawicz-nym sierpowym zwaliłem go twarz wykrzywiła mu się jeszcze bardziej Antoni poczuł rozpacz — Ależ ja nie mogę siedzieć tu w zam-knięciu — krzykną prawie — Przecież to można — Można zwariować chcesz pan po-wiedzieć — wpadł mu w słowo Zezowaty — I słusznie pan chcesz powiedzieć — o to waśnie nie o co innego chodzi po to się tu siedzi Ha ha! Nagle spoważniał i przyjrzał się Anto-niemu jak by go dopiero co zobaczył — I dokąd jeszcze chce pan pójść na ten przykład? — spytał łagodnie — Choćby w niedzielę do kościoła — Antoni poczuł przypływ lekkiej bardzo lekkiej nadziei Ryszard namyślał się dłuższą chwilę — Wie pan panie doktorze — po-wiedział wreszcie poważnie — chcę panu dogodzić bo widzę żeś pan i tak nasz Do kościoła pana nie puścimy — za dużo tam ruchu jeszcze by się panu niedobrze zrobiło albo co Ale możesz pan w nie-dzielę pójść do kina Jest tu niedaleko na kino "Lotnik" fajne nawet kino Pójdziesz pan z Arturem — Ależ ja nie chcę z Arturem Ja chcę właśnie odpocząć — głos Antoniego miał barwę rozpaczy — Odpocząć?! Dobra W takim wypad-ku Artur pana tylko odprowadzi a w ki-nie będziesz pan sam Co ja dla pana nie zrobię niech skonam na miejscu! Zado-wolon- yś pan teraz? Antoni myślą intensywnie ale czuł już że więcej się nie utarguje a nie należało tamtego drażnić — Dziękuję panu — powiedział ukła-dnie — Widzisz pan: ze mną jak z dzieckiem — dopóki tylko nie chce mnie ktoś wy-kołow- ać Nie bój się pan nic: dam zarzą-dzenie Arturowi w kinie pan sobie od-pocznie a o naszym kontrakcie gadać bę-dziemy od poniedziałku Więc umowa stoi? — Stoi — rzekł Antoni i z dreszczem uścisnął podaną sobie rękę Był to dreszcz nader złożony: dreszcz odrazy fałszu nie-pewności ale także i dreszcz — nadziei CO SIC ZDARZYŁO W KINIE I PÓŹNIEJ Zezowaty dotrzymał słowa W niedzielę rano Artur zawiadomił Antoniego — a zro-bił to z niezwykłą u niego uprzejmością — że idzie kupić dla "pana doktora" bilet do kina "Lotnik" godzinę szóstą po południu Rzeczywiście za chwilę pojawił się w palcie i kapeluszu zasalutował z kor-dialnym wtccz humorem i opuścił dom o czym świadczył choćby dolatujący z dołu zgrzyt otwieranej i trzask zamykanej bra-my Antoni przeżywał uczucia bardzo powi-kłane na przemian nadziei i rezygnacji Miał pójść z Arturem ale w kinie obiecano mu pnraeamotn&scr-b2i-=232r- 3j się Co ucieczki? Na pewno będą go pilno-wać nie dadzą mu chwili spokoju — znał już tych ludzi dobrze jednak? Sama perspektywa opuszczenia choćby na parę godzin tego domu była emocjonująca do 5fi4misspssM2B na podłogę Runą! obok sofki {spokojnego stawu spływały na której spoczywały dwie białe rękawiczki ze złotym haftem na każdym palcu Następnego dnia wieczorem byłom już w Detroit Wui przyjął mnie serdecznie i za- ofiarował doić dobre stano-wisko w jednej ze swych fa-bryk Praca szła mi doskonale wieczory jednak wypełnione wspomnieniami tego co wy- darzyło się w Valley były dla mnie nad wyraz ciężkie i bo lesne Od czasu do czasu o- - trzymywałem listy od znajo mych z Yalley Na temat Nel ly nie pisali mi jednak ani Ależ iac nxmmn{rr wszystkim Nie mogłem jed-nak W długi długi czas po tym gdy byłem już od dawna dy-- reKtorem jednej z naiwiek ne Is7wh drżały niespodziewanie na na co Ochocie na okazja A na Grand Avenue w Detroit Tak to była ona Wysmukła sylwetka w kosztownym min-kowy- m futrze w zgrabnym kapelusiku spod którego wy-suwały się loki przepysznych kasztanowatych włosów Cie-mno-szmaragdo-we jej oczy lśniły zupełnie tak samo jak kiedyś jakże dawno już w Valley Ruchem ręki odprawiła szo fera wspaniałego "Lincolna" z którego przed chwilą wysia-dła i podeszła do mnie — Bob! — zawołała — Bob to przecież ty nikt inny! Ileż to lat już minęło gdy tak na-gle opuściłeś Valley i mnie? Kiedyż to było? Dziesięć łat temu co najmnitj prawda? — Dwanaście — szepnąłem bezdźwięcznym głosem Ujęła mnie pod ramię — Chodź — rzekła — Przejdziemy się trochę po par-ku 1 porozmawiamy o starych czasach w Valley Myślę też ze należy mi się pewne wy-jaśnienie z tej strony na te-mat tego co zaszło między na-mi co kazało mt rzucić ci mnie rwą narzeczoną bez je-dnego słowa wyjaśnienia i o czym nie mam do dziś naj mniejszego pojęcia Pomiędzy starymi drzewa-mi parku włóczyła się mgła Jesienna mgła taka sama jak wówczas przed dwunastu laty w Vallcy gdy spacerowaliś-my wraz z Nelly po bulwarze nad rzeką po balu Jak wów-czas w ów ranek gdy powie-działem jej że ją kocham igdy zgodziła się zostać moją żo-ną Na matową powierzchnię szaleństwa Antoni dygotał z podniecenia Dygotał tym silniej im wolniej wlokły się zdążające ku wieczorowi godziny Obo-jętność i rozciągliwość czasu to rzeczy nie do wytrzymania I wreszcie szli już do owego kina Mo-ment wyjścia na drogę okazał się wstrzą-sem nie byle jakim: Antoni zachłysnął się niemal pachnącym wiosennym powietrzem Tak to była już wiosna Na próżno pró-bował przypomnieć sobie dokładnie datę — w domu gdzie mieszkał tyle dni tygod-ni i miesięcy żadnych kalendarzy nie by-ło a czas płynął tam nieuchwytnie I bez znaczenia W każdym razie jest już co naj-mniej koniec marca — wskazuje na to dłu-gi dzień ciepło zapach powietrza pączki na nielicznych tutaj drzewkach chóralny "pisk ptaków Niebo błękitniało i szarzało a w piersi Antoniego podnosiło się coś jak rodzące się spazmatycznie łkanie Wyszli na szosę skąd widać było szarze-jące w oddali przedmieścia Warszawy An-toni czuł osłabienie jak po długiej choro bie: nogi miał miękkie po prostu z gumy zawrót głowy zaburzenia równowagi Ar-tur wziął go lekko pod rękę — dotknięcie jego było obrzydłe Antoni próbował się uwolnić lecz tamten trzymał mocno i ga- dał swoim cichym szybkim nie zostawia-jącym miejsca na sprzeciw głosem — Tak panie doktorze ja to znam ja wszystko znam Jak człowiek wyjdzie pier-wszy raz na takie powietrze to go rozbie-ra jak by się dobrej wódki napił Wolność pachnie ja to wiem — Artur wszystko to przeszedł choćbyś się pan po nim ni-czego nie spodziewał Tylko że wolność wiesz pan Tu przerwał na chwilę puścił rękę An-toniego poprawił sobie szalik nacisnął na oczy kapelusz i znów ujął niechętne ramię swego rozmówcy Czerwone światełko z po-jawiającej się jakby nagle wieży Pałacu Kultury zamrugało do nich w oddali na ciemniejącym niebie — Wolność to jest taka rzecz z której trzeba umieć korzystać Ctv pan tojuż umie — tego my na razie nie wiemy Powietrze wiosna kino — to jeszcze nie jest wolność To tylka taka przekąska pod wódeczkę rozumiesz pan? Dzisiejsze kino to jest pierwsza próba — jak pan wróci pogadamy dalej Eo pan wróci Nie ma pan już innego domu jak nasz Ha ha ha! Gadanie jego okropnie denerwowało Antoniego: ileż by dał aby móc pozbyć się tego monotonnego natrętnego dyszkan-tu nad uchem i móc samemu przeżyć swój pierwszy kontakt ze światem Szczęściem na lewo od szosy objawił się wreszcie mały murowany budyneczek czyli po prostu wła-śnie kino "Lotnik" — Badylarskie kino — mruknął niechę-tnie Artur spluwając lekko r_Bądylarskie?! — Było to pierwsze słowo jakie Antoni wypowiedział po wyj-ściu z domu Głos własny wydał mu się teraz bardzo dziwny — ulatywał gdzieś w powietrze znikał i wsiąkał w opływającą ich przestrzeń ' Mi _2JZ_-I_- :' -- Jr vrewyvŁfi'r5~łJr£5v#ŁPł" 0)tf3r% V --W- - [ Tł ~ v-- rfl — --m "- - - 4(- - UMUUKit — ~A~wn rffo bezszelestnie z drzew rdzawe i żółte liście pomiędzy który-mi wolno i majestatycznie po ruszały się śnieżnopióre łabę-dzie — Dlaczego wyjechałeś' wówczas tak nagle i bez sło-wa pożegnania Bob? Dlaczego zostawiłeś mnie taką samotną nez jednego słowa wyjaśrue-- na? Dlaczego? Powiedz! — Twoje rękawiczki — wyjąkałem Spojrzała na mnie z bez-granicznym zdumieniem — Rękawiczki? — Te twoje drugie białe ze złotym haftem na każdym palcu Widziałem je u Oyen-sa i zrozumiałem wszystko Roześmiała się Napozór beztrosko wyraźnie jednak brzmiała w tym śmiechu go-rycz — Moje rękawiczki? U 0- - yensa? To doprawdy tragiko miczne nieporozumienie Ująłem w rękę jej dłoń o długich wysmukłych palcach Starając się opanować wzbu-rzenie opowiedziałem jej do kładnie wszystko co wówczas się wydarzyło Nie śmiała się więcej Słuchała w milczeniu mych bezładnych słów pa-trząc na ziemię na zeschło liście zaścielające obficie ścieżkę — Bob — rzekła wolno gdy skończyłem — Och Bob! A wiec wiedz o tym że ia nie byłam nigdy u Ovensa żona dyrektora Smitha bied na Florence która była chora na raka i która nie żyje już od jedenastu lat zamówiła u Johna swą rzeźbę która chciała zostawić mężowi jako pamiątkę po sobie Moje rę-kawiczki były dla niej szczy-tem elegancji z dalekiego szerokiego świata Poty mnie prosiła aż w końcu uległam i pożyczyłam je biednej Flo-rence Zostawiła jo wówczas u Ovensa Zapomniała po pro-stu Rzeźbę jej możesz w każ dej chwili zobaczyć w Valley John dostał nawet za nią ja-kąś nagrodę na wystawie sztu ki Milczałem ogłuszony 1 zdru zgotany Cóż mogłem na ło odpowiedzieć? Patrzyłem na Nelly czułem ze winicnem jej kilka zdań przeproszenia ale żadne słowo nie chciało przecisnąć się przez ściśnięte gardło W głowo wichrzyła dałórń listopadowy 143 nr mie-sięcznika Młodzieży Związko-wej otwiera przegląd ostat-nio odbytych uroczystości w Grupach ZPwK w których brały delegacją Gron Młodzieży i zespół redakcyj-ny Red Halina Moskal podaje w nim przebieg jubileuszu 30-lec- ia Grupy 14 ZPwK Sar-nia 15-leci- a Koła Polek w Grimsby oraz powstanie no-wego Grona Młodzieży przy urupie za w uanviiie O Centr Zarządu Gron informuje jego prezes-ka Ph Wielgus Prof A P Coleman długo-letni przyjaciel i stały współ-pracownik miesięcznika dzie-li się swoimi uwagami na te-mat 'zamieszczanych artyku- - Polska Fala Stańczykowski Time 1410 CFMB p_ łhima('ćisięJohnowi?ltój-2ft- - sierpowy' Kioryzwantjgojna podłogę obok vsof ki wymie-rzony był niestety q"ułamek sekundy za' wcześnie" a dziś" jest już o dwanaście lat za-późn- o„ jc Nelly spoglądała w mi!cze-- o niu na nieruchomą sta-o- a wu otbs — Przepłakałam długie c długie- - noce Bob — rzekła cicho — Nie rozumiałam nief1" dlaczego spotkała mnie taklf1' krzywda Z czasem ból minął1' ale wszystkiego zapomnieć nie mogłam 1 nie zapomnę?6 nigdy Czekałam na pó wrót na jakieś bodajże jednb" słowo wyjaśnienia Nie doczoi ' -- kałam się życie jest jednak życiem nieprawdaż Bob? Odti dziesięciu lat jestem -- 1 matką dwojga dzieci ~ — Wyszłaś za mąż za Ovcn - sa czy za Higginsa tego tę który pisał wiersze dla cie-j- i bie? j — O nie! Za żadnego z' ' mniAwt i Mmturt fviulmwainiuliiini itii1uiiiiiivA orutyi1 na całe życie z człowiekiem Nr- - nie potrafiącym trzeźwo pa trzeć na życie l nic umieją- - lt ' cym solidnie pracować To nic byu tacy ludzie jak ty uoo Wyszłam za mąż za dyrektora „ Smitha w rok po śmierci jego Nie mogę skarżyć się na mój los Nie kocham goiu tak jak kochałam ciebie ale jest ml z nim dobrze i potra-- ) fię ocenić w pełni jego uczuw cie którym otacza mnie natq każdym kroku Wiedz Jeż że" choć minęło tyle lat od nasze-'- J go rozstania nio przestałam cię kochać ani na moment""! Bob Teraz już wszystko to co'l się stało nio jest ważne ale chyba zdajesz sobie sprawę "ż" tego Bob że jednak wyrzą-dziłeś ml wielką bolesną Vf doprawdy niezasłużoną ni-czym krzywdę If' Pożegnaliśmy się milczę- - ( nlu Dhlgo patrzyłem na od-dalaia- ca sic i malejącą pert spektywie alei smukłą postach Nelly Zdawałem sobie spra-(- " wę z togo ie pewnie nie zout baczymy sc już nigdy w żyw cłu Wiedziałem ie wszystkojf co pozostanie ml po niej tóV' wspomnienie jej postaci jćj'~ czarnej długiej sukni l kró-j- j mowych rękawiczek ze złotym haftem wzdłuż każdego palf'j ca jtwi I paląca jak rozpalone 7e-- f lazo świadomość potwornej M krzywdy Którą wyrządziłem mi sicuporczywa_royśl:( dla- - jedynej w jmyniżyclu „nars czego wówczas nie wy-- 1 prawdę kochanej kobiecie MIESIĘCZNIK "JAK TAM IDZIE' u-dz- iał w pracach tafię twój 'poej żony w w łów wyraża zadowolenie z u- - działu członków Gron 'Mtor dzieży w pracy społecznej i' kulturalnej oraz odpowiadaj na przesłane mu pytania njij tematy historyczne W dziale artykułów Janlrią Szala w dobrze opracować nym szkicu "Kanada w czaśie panowania Ludwika XIV jć4 go rządy i konflikty" daje ciekawą porcję faktów liistti rycznych s Kronika organizacyjna póX szczególnych Gron nowinki' personalne humor 1 zapowie'' dzi najbliższych imprez roz- - rywkowych uzupełniają treść W sprawach prenumerat' należy zgłaszać się: Jak tam t?in Piihtlnnfinn 17 ' " ev"en"th M_ r-e- ct —N"e"w T_orvonr to (Toronto 14) Ont POLSKIE PROGRAMY RADIOWE Polski Proarim Radiowy Syrena "Warszawski Koncert" 1430 CKFH kaitłei soboty 12—1 pp( 29 Humberercrt BIvd Toronto J Ort KO 8175 (po C-t- cJ 1B 1-24- S1 Knnrtiri Murvlfi t?orrvwVowsl Jerzyi Danuta Wańtuch 1270 WHLD niedziela 10— 1115rano I Adrt: S3 PrUcoe Av„ BufUo 11 NY — Tcl TX £0037 f Polonia KorVnty 1270 WHLD codziennie 1—215 pop 7C1 nilmore Ave - Buffalo 13 NY — Tcl TX 2-42- 67 41 1: PolkaParły -- s Stanisław Jasiński 1300 WMMJ codziennie 405— 5 JO pop 0 w niedziele 12J0 —5JO pop w sobory 11 —2 pop { 318 Mln SL - Bufftlo 3 NY Ttl MO 1200 J K Polka sobory 2—4 'popi 2015 Drummond SL Montretlj Que — Tel R45-gl- M Leon WiiyucicKhotowioskmi uc1u05-0samCiJIsCte Mint unśrtod-atc7l—8 wieciorij: 3-ii- zi "Biały Orzeł- "- Towarzystwo Biały Orzeł VJ Tadeusz Psollński kier CFCL niedziela S—Ł wiecz4l 17 Mapie N Tlmmlnł Ont — Tel 264-3G- 64 i% Głos Polonii mężatką "h KPK Okr Sudbury 900 CHNO niedziela TdodH T CAŁECKI 291 Alblnson St Sudbury Ont" V Wieczorni Melodia V Ł Wozniak 1410 CFMB pontedŁ pitf lOiŁlOJOw1 wi eaose nauce - jnonirełd yue — TeL vj Z-fp- I4 _ X-- ! ii W - % r feol vtl B ł 1 u mI immi
Object Description
Rating | |
Title | Zwilazkowiec Alliancer, November 30, 1966 |
Language | pl |
Subject | Poland -- Newspapers; Newspapers -- Poland; Polish Canadians Newspapers |
Date | 1966-11-30 |
Type | application/pdf |
Format | text |
Rights | Licenced under section 77(1) of the Copyright Act. For detailed information visit: http://www.connectingcanadians.org/en/content/copyright |
Identifier | ZwilaD3000349 |
Description
Title | 000428b |
Rights | Licenced under section 77(1) of the Copyright Act. For detailed information visit: http://www.connectingcanadians.org/en/content/copyright |
OCR text | I ROZWADOWSKI VJ' piso i' Łl r"rtlT VT3- - "- - — '23 zdarzenia w mym a- - torvm em uue- - - _ - j " L yel ro!e zawsze Lts mnu ukazują -- r dnise oia ię- - Djptro po u ni z ŁSa'enia w Mama mc jt'-Aet-- 3 dziewczyny osoiona rrr-Łzk- a jri kasztanom aiy- - ciciino-szmara- g- „ene o Moryiii mu- - tvn rt cin ii Beaj _ie~riiofiŁt"itiicViquu1—1pv rn~n-- 32 zapadł] prowin- - ! lancia IC7VCT(C1P Et iTIl i'Mr '- - —-- — - fi „ n e ziawiary fabawach tanecznych 'ch sukicnkacn a rę-- nocih u łącznie lyi- - b:ie podroży dla o- - 1 przed Kurzem i pici męskiej mia- - al!e cpjc przyzwy- - du tego ] itrafiła jed- - tewa o--cn-ic prawuzi-t:eroe-- o świata ele- - [T- - tez n'e inło w tym neo u nowa sekre- - ixeltora banku Smi- - bla z Nowego Jorku I otocz ma oyia w :or tanecny w lokalu r llCZIiWIl giuiiciu li Ubrana w długa Suknie u leczorową bez ozdób długimi się- - U 2Z UO 10KLI UiaiYllll ikami bla doprawdy Scnnjm zjawiskiem w nLśim z ma wszyscy Harn Wnglit wła- - jirapteki Johny Ovens rp Jack Higęins poeta ondent prasowy Bob djuoda straży wie- - mistcr Smith dyrek- - tof''J ' jeJ S7cf Gdy przy" Tmtoi K01LJ ' ouy puwu- - men oojęciacn jej ciało stało się dla zecza zupełnie jasną bj tlko chciała bez mogłaby ująć w swą :na dton spoczywają- - mjm ramieniu moje ste w piersi serce i nim wszystko co tyl- - lapragnela pochodziła ze starej Grajow z których j3k naieżało wierzyć e przbł z Wielkie i na grunt amerykań- - pokładzie słynnego ża ptury ift Kvr] 7' r i "Mjm- y-u glowca "Mayflower" wiozące-go pierwszych osadników eu- ropejskich Była to rodzina pełna temperamentu i fanta-zji: dziadek Nelly awanturo- wał się na Dzikim Zachodzie i zginąi w ]alaejs bojce z In- dianami na pograniczu ojciec tresował lwy w cyrku aż rin chwili gdy jeden z jego pu- pilów nie rozdarł go na strzę-py matka występowała w tymże cyrku 'jako woltyżerka Drai reiuamowy skoczek spa- dochronowy zginął w wypad- ku gdy jego spadochron o-two- rzył się przy skoku o ćwierć sekundy za późno Po-zostawiona sama sobie Nelly musiała opuścić Nowy Jork "i przyjąć ofiarowana sobie no- - sadę sekretarki mr Smitha d rektora "Provincial Bank of Vallev" Mr Smith zdążył już wielo krotnie opowiedzieć znaio-- mym iż Nelly jest prawdzi-wym wzorem urzędniczki my zaś wszyscy — męska mło-dzież Valley doszliśmy do zgodnego przekonania że wartoby w końcu zacząć my- śleć poważnie o przyszłości otwierając sobie konto oszczę-dnościowe w "Provincial Bank of Valley" Że był to zwykły pretekst dla częstego widywa-nia miss Nelly — żaden z nas nie przyznałby się za nic w świecie Johny Ovens rzeźbiarz i znany uwodziciel na terenie miasteczka chciał koniecznie w j konać w marmurze jej po-piersie ale wymówiła się bra-kiem czasu na pozowanie 0- - vens czuł sie tym nieco dot knięty: rzeźbił już wiele po-staci niewiast z Valley i był bardzo przez płeć piękną lu-biany że na skutek tego mie-wał sporo nieprzyjemności ze strony różnych narzeczonych i mężów modelek — to już całkiem inna nie należąca ani do rzeźbiarstwa ani do tema-tu historia Ovens był moim dobrym przyjacielem i spotykaliśmy się często — Dlaczego nie żenisz się z Nelly? — zagadnął mnie któ-regoś wieczoru w barze stare-go Wilkinsa — Przecież jej się podobasz Nie trudno to zauważyć Odsunąłem nieco kufel z pi-wem i spojrzałem na niego — Dlaczego? To jest zupeł Przygoda w w Wszelkie prawa autorskie zastrzeżone Ijubi ludzi jak pan bo się ich nie Siat pełen jest takiego łajna jak pań- - ccie wiadomo łaino do łajna cia łko nie obrażaj się pan nie w tym agnał się pospiesznie i odłożył pa- - rJzecz w tym że taki człowiek nie- - pk ta biała lelija który ze strachu i i innjm zyc nie dał taki czło- - wwadam jest nam potrzebny i be- - naszej roboty pożyteczny Bo ma i 7 HPM vi lrl£łS n ftrt nil-- f ttamHr- - § — iui £)i„_:iu i-UiUiiiiL: 'bi j„Jmi o: nA 5 Pan nrtT Mn łr iDttoćmu mv i P robota powiem krótko: my zna-Cedsiębiorst- wo A jaka robota u nas Wpty można tylko wiedzieć że to nie ¥ dla grzecznych dzieci: pan się S5ZC7P nm ni~ l n 4 „—„ BfJ chorobie do wszvstkieeo nan be-- °lnv tak lak Artur Oskar czv Jola BPrtPrrfcisPłraszmbteaezracdznrdaezorewmibsyy7cpwmtwoa!airipraiaatńóteswkmiepotsrzzznceazbęaścpisaeinę Wpi-mmiM-u-- n — Wy1)' pana te majaki te pańskie zmo-Pelusza-eh na ulicy zadziobały Dla Prrcjasna egJuoż piontenraensuu wmiudzsęi sżięe npaann Ffciał Dobra jest — im wcześniej f Jl5le: Antfini irranmn irniniM lll" 3 zupełnie co innego niż tamten Szsł Zrozumiał rzecz olśniewająco gzarazem Jak zwykle rzeczv pro-jwniaja- cą wszystko: to Ryszard wła-- m lriatern- - JeS° pozorny porządek '-uiiceK-wencja Dyry przecież tej co u Artura czy Oskara Dy-- 1 Meczowa nio ™-- J ♦: „ „o E? Prostu wejść z nim w pertrakta-- P?WC lenn ' r„ — wujuu5c i za wszeiKą cenę chwilę wydostać się z tego 1 POtem' Uciel-a- A --joinziń cio nnH „r mincjt wyjechać Cokolwiek aby ?aJprędzej wyzwolić się spod yp!r0b}3kanych z ich kręgu dzia-- oczywisty: tylko °aCla OSiajTnio fnć -- r 4irm mlmrĄn u ""a-- nnoiwea ksiwp owją oiosio---b„owość podczas ł~ nn k Lcym równouprawnieniem -- tva mgnv rlP" rvcrra i ahciir 0 1 nafVfłim!i-- f K „ninUnil &pu_ ' T nie proste: w moim położeniu mogę jedynie ożenić sie z ko-bietą która nie boi się cięż- kiej pracy która potrafi żvć wicej niż oszczędnie Prócz tego odebrałem 'właśnie list oDaetrmoietgo bwymuja prfzaybjreyckhaanłtadoz niego na parę lat na praktykę i bym nauczył się jak należy robić pieniądze Ovens wzruszył lekceważą-co ramionami — Pieniądze pieniądze! Nikt o niczym innym nie do-- trafi ani mówić ani myśleć Bądź pewny mój stary że iwny uęazie umiała i praco wać i oszczędzać gdy dostanie za męża człowieka K-tńrpc-m kocha Zamówił dwie podwójne whisky Gdy wypiliśmy pod-jął na nowo wątek rozmowy — Nie mam pojęcia czy ko-chasz Nelly czy nie i' nie mam zamiaru pytać cie o t e prywatne sprawy Jeśli jed-nak tak jest uważaj byś cza sem nie żałował po niewczasie tego zwlekania — Nie wiem co masz na myśli mówiąc to John? — Bardzo proste: ktoś mo że cię ubiec — Kto taki u diabła? — zaniepokoiłem się Ovens uśmiechnął się — Znajdzie sie taki nie I obawiaj się Higgins pisze do niej codziennie płomienne wiersze Larsen wzdycha od rana do wieczora i dręczy więcej niż zwykle biednych więźniów Wright wybiera się do Chicago by kupić sobie samochód którym chce ją wozić na spacery a 'i sam dy-rektor Smith robi do niej co-raz słodsze oczy — No dobrze ale przecież Smith jest starszy od niej o dobrych kilkanaście lat i jest w dodatku żonaty — wtrąci-łem dość zdenerwowanym to-nem — Owszem- - to się zgadza Tylko nie zapominaj o tym że jego żona jest ciężko chora na raka i lekarze nie wróżą jej długiego życia I czy myś lisz że bez znaczenia jest fakt iż Smith jeździ "Cadillac'iem" ma wspaniałą willę pełną drogich mebli dywanów i obrazów że ma liczną służbę i "zarabia taką masę pienię-dzy? W dniu w którym odbył się Stefan Kisielewski arszawie Zezowaty przyglądał mu się z zaintere-sowaniem — A więc widzę że zaczynasz pan my-śleć realnie — powiedział z pewną dozą ukrytej ironii — No i co podpiszemy kon-trakt? Bo ze mną to trzeba podpisać kon-trakt tak jak z diabłem o duszę Antoni udawał wahanie Jakżeż mam podpisywać kontrakt kiedy w ogóle nie wiem o co chodzi — wymruczał frasobliwie — Dowiesz się pan wszystkiego się pan dowiesz w odpowiedniej chwili Tylko przedtem musimy sprawdzić żeś pan już nasz — Sprawdzić? W jaki sposób? — Są sposoby nie bój się pan jest ich dużo Są na to ludzie uczeni są książ-ki: o wariatach całe tomy napisano — Więc pan sadzi naprawdę że ja — Co tu sądzić? Jakem tylko na pana spojrzał pierwszy raz już wiedziałem żeś pan wariat I zawsze pan był: nosił to pan w sobie od dziecka Ja mam na te rzeczy 0]:0 —pracuje się w tej branży nie rok i nie dwa Antoni nie wiedział jak przejść do rze-czy Wybrał wTeszcie drogę najprostszą — No to teraz możecie mnie na trochę wypuścić z domu — powiedział niby lekko ale z wewnętrznym drżeniem Ryszard zmarszczył brwi — Co żebyś pan nam prysnął? — W głosie jego była groźba — Ależ skąd ja — No no nie trajluj pan Pryskać zresztą nie masz pan dokąd: mipszkanie puste w zakładzie pracy załatwiliśmy A milicja też już przez nas uprzedzona Przy-skrzyn- ia pana i odeślą do Tworek do izo-latki Wariatowi nikt nie uwierzy — choć-by i mówił prawdę A pan przy tym prawdy nip nmrie tvlko jakieś głupstwa o stra chach na ulicy Nigdy pan już wtedy wariactwa nie wyjdzie — z nami się z me wygrywa Antoni starał się wzbudzić w sobie zdol-ności aktorskie — Nie o to chodzi — powiedział płaczli-„-i- e — Ja muszę pójść do dentysty Zęby mi pań wybił dziąsła ropieją Przecież tak nie można Twarz Zezowatego znów przez chwilę Tryrażała ubawienie # _ — Zęby pana bolą? Toć przecież z Ar-tura dobry dentysta — usunie panu co trzeba Albo i Oskar swoim młotkiem Uznał to widać za dobry dowcip bo s&jsssisim ifli iv TZWlAZKOErlLTSTOPAD(M bal jesienny Nelly zjawiła się na nim w swej czarnej obci-słej sukni i w swych długich białych rękawiczkach Wyjąt-kowo miałem w portfelu wię-cej niż zwykle pieniędzy (nie-samowicie szła mi poprzednie-go wieczoru karta przy poke-rze!) i kilkakrotnie odwiedzi-liśmy z nią bufet Gdy tańczy-liśmy (a tańczyliśmy z sobą bardzo często) jej smukła re-- Ka w Diatei rękawiczce spoczy wała na mym ramieniu Spo strzegłem wówczas iż rękawi czki jej me są właściwie bia łe: miały lekki odcień kremo-wy i byty ozdobione wzdłuż palców delikatnym złotym haftem Opuściliśmy lokal nad ra-nem Zaproponowałem jej spacer nad rzeką Zgodziła się chętnie Ująłem ją pod ramię i wolno szliśmy długim prostym bulwarem nad wodą z której wstawały zwiewne poranne tumany mgły cze piające się żelaznej balustra ay i w lerzcnotkow pogrążo nych jeszcze w półmroku drzew W pew nym momencie przy stanąłem i spojrzałem w jej prześliczne szmaragdowe o-c- zy — Kocham cię Nelly Po-wiedz chcesz zostać moją żo-ną? — spytałem Długie jej ramiona otoczyły moją szyję Jakże miękkie i soczyste bjły jej wargi jakim cudownym aromatem pach-niały jej wspaniałe kasztano-wate włosy! — Och Bob jak bardzo bym tego pragnęła — Zastanów się jednak do-brze kochanie Wiedz o tym bo kłamać nie chcę że nie jestem żadnym bogaczem i że pierwsze nasze wspólne lata mogą być nieraz ciężkie Roześmiała się — A ty wiedz o tym kocha-ny że ja nigdy nie miałam lekkiego życia i znam aż na zbyt dobrze co to są troski codziennego dnia To nie no wość dla mnie i wcale mnie to nie przeraża Będę 'miała ciebie a to przecież jest naj ważniejsze Następnego ranka pojecha łem do Rimsby Załatwiłem tam kilka spraw i kupiłem za sporą stosunkowo sumę za-ręczynowy pierścionek dla Nelly Pierścionek ze szma ragdem koloru jej oczu chód w gruncie rzeczy należałoby może wpierw spłacić krawca i kilku innych wierzycieli którzy czekali na pieniądze od aosc długiego juz czasu Gdy wróciłem do Valley by-ł- o już późno Za późno bv odwiedzić Nelly za wcześnie jednak by iść spać W oknie mieszkania Oyensa świeciło jeszcze Bez namysłu za- - FUKatem do drzwi John sam mi otworzył i zaprowadził do stołowego pokoju —Chodź — powiedział — Zjemy razem kolację Praco wałem dziś jak Murzyn Właś _~ — nie przed i im ii'i wyszła ode T slowa- - zmmnaiechamnyo!delka jestem Nnclicaiecmhciałem o nią Przyjrzałem mu się uważ-nie Wyglądał nie tyle na zmę-czonego ile na podnieconego Włosy miał zwiclirzone ciem-- rumieńce na policzkach fhrvk -- mi niu-n- w gRięncedomkuieliszków gdy nalewał się Nelly — rzeźbisz teraz? — spytałem — Tajemnica — uśmiech nął się — Zastrzegła to sobie moja modelka nie chcąc by jej uKocnany dowiedział się o tym Roześmiałem się głośno — Romantyczna rzeczywiś-cie historia Rzeźbiarz i pięk-na kobieta Sądzę a właściwie jestem pewny znając cię że flirtujesz z nią w międzycza-sie potęgę — Przede wszystkim rzeź-bię — przerwał mi — Zro zum Bob ze sztuka jest dla mnie najważniejsza a nie mam tu w tej prowincjonalnej dziurze żadnych odpowied nich modeli No oczywiście — wzruszył ramionami — gdy piękna pani ma ochotę poflir-towa- ć Nie jestem przecież źle wychowanym człowiekiem znasz mnie ostatecznie i nie potrzebuję ci tego tłumaczyć Wstał z krzesła i wyszedł do pracowni by przynieść po-zostawione tam papierosy Zo-stawił drzwi otwarte Na-wpro-st nich stała mała sofka na niej zaś — leżała para długich kremowych rękawi-czek ze złotym haftem wzdłuż każdego palca Zerwałem się z krzesła i mm John zdążył zamknąć za sobą drzwi od pracowni byłem już przy nim W ostatniej chwili zdołał odbić cios mej pięści — Bob idioto posłuchaj zaraz ci wszystko --wytłuma Nie skończył Błyskawicz-nym sierpowym zwaliłem go twarz wykrzywiła mu się jeszcze bardziej Antoni poczuł rozpacz — Ależ ja nie mogę siedzieć tu w zam-knięciu — krzykną prawie — Przecież to można — Można zwariować chcesz pan po-wiedzieć — wpadł mu w słowo Zezowaty — I słusznie pan chcesz powiedzieć — o to waśnie nie o co innego chodzi po to się tu siedzi Ha ha! Nagle spoważniał i przyjrzał się Anto-niemu jak by go dopiero co zobaczył — I dokąd jeszcze chce pan pójść na ten przykład? — spytał łagodnie — Choćby w niedzielę do kościoła — Antoni poczuł przypływ lekkiej bardzo lekkiej nadziei Ryszard namyślał się dłuższą chwilę — Wie pan panie doktorze — po-wiedział wreszcie poważnie — chcę panu dogodzić bo widzę żeś pan i tak nasz Do kościoła pana nie puścimy — za dużo tam ruchu jeszcze by się panu niedobrze zrobiło albo co Ale możesz pan w nie-dzielę pójść do kina Jest tu niedaleko na kino "Lotnik" fajne nawet kino Pójdziesz pan z Arturem — Ależ ja nie chcę z Arturem Ja chcę właśnie odpocząć — głos Antoniego miał barwę rozpaczy — Odpocząć?! Dobra W takim wypad-ku Artur pana tylko odprowadzi a w ki-nie będziesz pan sam Co ja dla pana nie zrobię niech skonam na miejscu! Zado-wolon- yś pan teraz? Antoni myślą intensywnie ale czuł już że więcej się nie utarguje a nie należało tamtego drażnić — Dziękuję panu — powiedział ukła-dnie — Widzisz pan: ze mną jak z dzieckiem — dopóki tylko nie chce mnie ktoś wy-kołow- ać Nie bój się pan nic: dam zarzą-dzenie Arturowi w kinie pan sobie od-pocznie a o naszym kontrakcie gadać bę-dziemy od poniedziałku Więc umowa stoi? — Stoi — rzekł Antoni i z dreszczem uścisnął podaną sobie rękę Był to dreszcz nader złożony: dreszcz odrazy fałszu nie-pewności ale także i dreszcz — nadziei CO SIC ZDARZYŁO W KINIE I PÓŹNIEJ Zezowaty dotrzymał słowa W niedzielę rano Artur zawiadomił Antoniego — a zro-bił to z niezwykłą u niego uprzejmością — że idzie kupić dla "pana doktora" bilet do kina "Lotnik" godzinę szóstą po południu Rzeczywiście za chwilę pojawił się w palcie i kapeluszu zasalutował z kor-dialnym wtccz humorem i opuścił dom o czym świadczył choćby dolatujący z dołu zgrzyt otwieranej i trzask zamykanej bra-my Antoni przeżywał uczucia bardzo powi-kłane na przemian nadziei i rezygnacji Miał pójść z Arturem ale w kinie obiecano mu pnraeamotn&scr-b2i-=232r- 3j się Co ucieczki? Na pewno będą go pilno-wać nie dadzą mu chwili spokoju — znał już tych ludzi dobrze jednak? Sama perspektywa opuszczenia choćby na parę godzin tego domu była emocjonująca do 5fi4misspssM2B na podłogę Runą! obok sofki {spokojnego stawu spływały na której spoczywały dwie białe rękawiczki ze złotym haftem na każdym palcu Następnego dnia wieczorem byłom już w Detroit Wui przyjął mnie serdecznie i za- ofiarował doić dobre stano-wisko w jednej ze swych fa-bryk Praca szła mi doskonale wieczory jednak wypełnione wspomnieniami tego co wy- darzyło się w Valley były dla mnie nad wyraz ciężkie i bo lesne Od czasu do czasu o- - trzymywałem listy od znajo mych z Yalley Na temat Nel ly nie pisali mi jednak ani Ależ iac nxmmn{rr wszystkim Nie mogłem jed-nak W długi długi czas po tym gdy byłem już od dawna dy-- reKtorem jednej z naiwiek ne Is7wh drżały niespodziewanie na na co Ochocie na okazja A na Grand Avenue w Detroit Tak to była ona Wysmukła sylwetka w kosztownym min-kowy- m futrze w zgrabnym kapelusiku spod którego wy-suwały się loki przepysznych kasztanowatych włosów Cie-mno-szmaragdo-we jej oczy lśniły zupełnie tak samo jak kiedyś jakże dawno już w Valley Ruchem ręki odprawiła szo fera wspaniałego "Lincolna" z którego przed chwilą wysia-dła i podeszła do mnie — Bob! — zawołała — Bob to przecież ty nikt inny! Ileż to lat już minęło gdy tak na-gle opuściłeś Valley i mnie? Kiedyż to było? Dziesięć łat temu co najmnitj prawda? — Dwanaście — szepnąłem bezdźwięcznym głosem Ujęła mnie pod ramię — Chodź — rzekła — Przejdziemy się trochę po par-ku 1 porozmawiamy o starych czasach w Valley Myślę też ze należy mi się pewne wy-jaśnienie z tej strony na te-mat tego co zaszło między na-mi co kazało mt rzucić ci mnie rwą narzeczoną bez je-dnego słowa wyjaśnienia i o czym nie mam do dziś naj mniejszego pojęcia Pomiędzy starymi drzewa-mi parku włóczyła się mgła Jesienna mgła taka sama jak wówczas przed dwunastu laty w Vallcy gdy spacerowaliś-my wraz z Nelly po bulwarze nad rzeką po balu Jak wów-czas w ów ranek gdy powie-działem jej że ją kocham igdy zgodziła się zostać moją żo-ną Na matową powierzchnię szaleństwa Antoni dygotał z podniecenia Dygotał tym silniej im wolniej wlokły się zdążające ku wieczorowi godziny Obo-jętność i rozciągliwość czasu to rzeczy nie do wytrzymania I wreszcie szli już do owego kina Mo-ment wyjścia na drogę okazał się wstrzą-sem nie byle jakim: Antoni zachłysnął się niemal pachnącym wiosennym powietrzem Tak to była już wiosna Na próżno pró-bował przypomnieć sobie dokładnie datę — w domu gdzie mieszkał tyle dni tygod-ni i miesięcy żadnych kalendarzy nie by-ło a czas płynął tam nieuchwytnie I bez znaczenia W każdym razie jest już co naj-mniej koniec marca — wskazuje na to dłu-gi dzień ciepło zapach powietrza pączki na nielicznych tutaj drzewkach chóralny "pisk ptaków Niebo błękitniało i szarzało a w piersi Antoniego podnosiło się coś jak rodzące się spazmatycznie łkanie Wyszli na szosę skąd widać było szarze-jące w oddali przedmieścia Warszawy An-toni czuł osłabienie jak po długiej choro bie: nogi miał miękkie po prostu z gumy zawrót głowy zaburzenia równowagi Ar-tur wziął go lekko pod rękę — dotknięcie jego było obrzydłe Antoni próbował się uwolnić lecz tamten trzymał mocno i ga- dał swoim cichym szybkim nie zostawia-jącym miejsca na sprzeciw głosem — Tak panie doktorze ja to znam ja wszystko znam Jak człowiek wyjdzie pier-wszy raz na takie powietrze to go rozbie-ra jak by się dobrej wódki napił Wolność pachnie ja to wiem — Artur wszystko to przeszedł choćbyś się pan po nim ni-czego nie spodziewał Tylko że wolność wiesz pan Tu przerwał na chwilę puścił rękę An-toniego poprawił sobie szalik nacisnął na oczy kapelusz i znów ujął niechętne ramię swego rozmówcy Czerwone światełko z po-jawiającej się jakby nagle wieży Pałacu Kultury zamrugało do nich w oddali na ciemniejącym niebie — Wolność to jest taka rzecz z której trzeba umieć korzystać Ctv pan tojuż umie — tego my na razie nie wiemy Powietrze wiosna kino — to jeszcze nie jest wolność To tylka taka przekąska pod wódeczkę rozumiesz pan? Dzisiejsze kino to jest pierwsza próba — jak pan wróci pogadamy dalej Eo pan wróci Nie ma pan już innego domu jak nasz Ha ha ha! Gadanie jego okropnie denerwowało Antoniego: ileż by dał aby móc pozbyć się tego monotonnego natrętnego dyszkan-tu nad uchem i móc samemu przeżyć swój pierwszy kontakt ze światem Szczęściem na lewo od szosy objawił się wreszcie mały murowany budyneczek czyli po prostu wła-śnie kino "Lotnik" — Badylarskie kino — mruknął niechę-tnie Artur spluwając lekko r_Bądylarskie?! — Było to pierwsze słowo jakie Antoni wypowiedział po wyj-ściu z domu Głos własny wydał mu się teraz bardzo dziwny — ulatywał gdzieś w powietrze znikał i wsiąkał w opływającą ich przestrzeń ' Mi _2JZ_-I_- :' -- Jr vrewyvŁfi'r5~łJr£5v#ŁPł" 0)tf3r% V --W- - [ Tł ~ v-- rfl — --m "- - - 4(- - UMUUKit — ~A~wn rffo bezszelestnie z drzew rdzawe i żółte liście pomiędzy który-mi wolno i majestatycznie po ruszały się śnieżnopióre łabę-dzie — Dlaczego wyjechałeś' wówczas tak nagle i bez sło-wa pożegnania Bob? Dlaczego zostawiłeś mnie taką samotną nez jednego słowa wyjaśrue-- na? Dlaczego? Powiedz! — Twoje rękawiczki — wyjąkałem Spojrzała na mnie z bez-granicznym zdumieniem — Rękawiczki? — Te twoje drugie białe ze złotym haftem na każdym palcu Widziałem je u Oyen-sa i zrozumiałem wszystko Roześmiała się Napozór beztrosko wyraźnie jednak brzmiała w tym śmiechu go-rycz — Moje rękawiczki? U 0- - yensa? To doprawdy tragiko miczne nieporozumienie Ująłem w rękę jej dłoń o długich wysmukłych palcach Starając się opanować wzbu-rzenie opowiedziałem jej do kładnie wszystko co wówczas się wydarzyło Nie śmiała się więcej Słuchała w milczeniu mych bezładnych słów pa-trząc na ziemię na zeschło liście zaścielające obficie ścieżkę — Bob — rzekła wolno gdy skończyłem — Och Bob! A wiec wiedz o tym że ia nie byłam nigdy u Ovensa żona dyrektora Smitha bied na Florence która była chora na raka i która nie żyje już od jedenastu lat zamówiła u Johna swą rzeźbę która chciała zostawić mężowi jako pamiątkę po sobie Moje rę-kawiczki były dla niej szczy-tem elegancji z dalekiego szerokiego świata Poty mnie prosiła aż w końcu uległam i pożyczyłam je biednej Flo-rence Zostawiła jo wówczas u Ovensa Zapomniała po pro-stu Rzeźbę jej możesz w każ dej chwili zobaczyć w Valley John dostał nawet za nią ja-kąś nagrodę na wystawie sztu ki Milczałem ogłuszony 1 zdru zgotany Cóż mogłem na ło odpowiedzieć? Patrzyłem na Nelly czułem ze winicnem jej kilka zdań przeproszenia ale żadne słowo nie chciało przecisnąć się przez ściśnięte gardło W głowo wichrzyła dałórń listopadowy 143 nr mie-sięcznika Młodzieży Związko-wej otwiera przegląd ostat-nio odbytych uroczystości w Grupach ZPwK w których brały delegacją Gron Młodzieży i zespół redakcyj-ny Red Halina Moskal podaje w nim przebieg jubileuszu 30-lec- ia Grupy 14 ZPwK Sar-nia 15-leci- a Koła Polek w Grimsby oraz powstanie no-wego Grona Młodzieży przy urupie za w uanviiie O Centr Zarządu Gron informuje jego prezes-ka Ph Wielgus Prof A P Coleman długo-letni przyjaciel i stały współ-pracownik miesięcznika dzie-li się swoimi uwagami na te-mat 'zamieszczanych artyku- - Polska Fala Stańczykowski Time 1410 CFMB p_ łhima('ćisięJohnowi?ltój-2ft- - sierpowy' Kioryzwantjgojna podłogę obok vsof ki wymie-rzony był niestety q"ułamek sekundy za' wcześnie" a dziś" jest już o dwanaście lat za-późn- o„ jc Nelly spoglądała w mi!cze-- o niu na nieruchomą sta-o- a wu otbs — Przepłakałam długie c długie- - noce Bob — rzekła cicho — Nie rozumiałam nief1" dlaczego spotkała mnie taklf1' krzywda Z czasem ból minął1' ale wszystkiego zapomnieć nie mogłam 1 nie zapomnę?6 nigdy Czekałam na pó wrót na jakieś bodajże jednb" słowo wyjaśnienia Nie doczoi ' -- kałam się życie jest jednak życiem nieprawdaż Bob? Odti dziesięciu lat jestem -- 1 matką dwojga dzieci ~ — Wyszłaś za mąż za Ovcn - sa czy za Higginsa tego tę który pisał wiersze dla cie-j- i bie? j — O nie! Za żadnego z' ' mniAwt i Mmturt fviulmwainiuliiini itii1uiiiiiivA orutyi1 na całe życie z człowiekiem Nr- - nie potrafiącym trzeźwo pa trzeć na życie l nic umieją- - lt ' cym solidnie pracować To nic byu tacy ludzie jak ty uoo Wyszłam za mąż za dyrektora „ Smitha w rok po śmierci jego Nie mogę skarżyć się na mój los Nie kocham goiu tak jak kochałam ciebie ale jest ml z nim dobrze i potra-- ) fię ocenić w pełni jego uczuw cie którym otacza mnie natq każdym kroku Wiedz Jeż że" choć minęło tyle lat od nasze-'- J go rozstania nio przestałam cię kochać ani na moment""! Bob Teraz już wszystko to co'l się stało nio jest ważne ale chyba zdajesz sobie sprawę "ż" tego Bob że jednak wyrzą-dziłeś ml wielką bolesną Vf doprawdy niezasłużoną ni-czym krzywdę If' Pożegnaliśmy się milczę- - ( nlu Dhlgo patrzyłem na od-dalaia- ca sic i malejącą pert spektywie alei smukłą postach Nelly Zdawałem sobie spra-(- " wę z togo ie pewnie nie zout baczymy sc już nigdy w żyw cłu Wiedziałem ie wszystkojf co pozostanie ml po niej tóV' wspomnienie jej postaci jćj'~ czarnej długiej sukni l kró-j- j mowych rękawiczek ze złotym haftem wzdłuż każdego palf'j ca jtwi I paląca jak rozpalone 7e-- f lazo świadomość potwornej M krzywdy Którą wyrządziłem mi sicuporczywa_royśl:( dla- - jedynej w jmyniżyclu „nars czego wówczas nie wy-- 1 prawdę kochanej kobiecie MIESIĘCZNIK "JAK TAM IDZIE' u-dz- iał w pracach tafię twój 'poej żony w w łów wyraża zadowolenie z u- - działu członków Gron 'Mtor dzieży w pracy społecznej i' kulturalnej oraz odpowiadaj na przesłane mu pytania njij tematy historyczne W dziale artykułów Janlrią Szala w dobrze opracować nym szkicu "Kanada w czaśie panowania Ludwika XIV jć4 go rządy i konflikty" daje ciekawą porcję faktów liistti rycznych s Kronika organizacyjna póX szczególnych Gron nowinki' personalne humor 1 zapowie'' dzi najbliższych imprez roz- - rywkowych uzupełniają treść W sprawach prenumerat' należy zgłaszać się: Jak tam t?in Piihtlnnfinn 17 ' " ev"en"th M_ r-e- ct —N"e"w T_orvonr to (Toronto 14) Ont POLSKIE PROGRAMY RADIOWE Polski Proarim Radiowy Syrena "Warszawski Koncert" 1430 CKFH kaitłei soboty 12—1 pp( 29 Humberercrt BIvd Toronto J Ort KO 8175 (po C-t- cJ 1B 1-24- S1 Knnrtiri Murvlfi t?orrvwVowsl Jerzyi Danuta Wańtuch 1270 WHLD niedziela 10— 1115rano I Adrt: S3 PrUcoe Av„ BufUo 11 NY — Tcl TX £0037 f Polonia KorVnty 1270 WHLD codziennie 1—215 pop 7C1 nilmore Ave - Buffalo 13 NY — Tcl TX 2-42- 67 41 1: PolkaParły -- s Stanisław Jasiński 1300 WMMJ codziennie 405— 5 JO pop 0 w niedziele 12J0 —5JO pop w sobory 11 —2 pop { 318 Mln SL - Bufftlo 3 NY Ttl MO 1200 J K Polka sobory 2—4 'popi 2015 Drummond SL Montretlj Que — Tel R45-gl- M Leon WiiyucicKhotowioskmi uc1u05-0samCiJIsCte Mint unśrtod-atc7l—8 wieciorij: 3-ii- zi "Biały Orzeł- "- Towarzystwo Biały Orzeł VJ Tadeusz Psollński kier CFCL niedziela S—Ł wiecz4l 17 Mapie N Tlmmlnł Ont — Tel 264-3G- 64 i% Głos Polonii mężatką "h KPK Okr Sudbury 900 CHNO niedziela TdodH T CAŁECKI 291 Alblnson St Sudbury Ont" V Wieczorni Melodia V Ł Wozniak 1410 CFMB pontedŁ pitf lOiŁlOJOw1 wi eaose nauce - jnonirełd yue — TeL vj Z-fp- I4 _ X-- ! ii W - % r feol vtl B ł 1 u mI immi |
Tags
Comments
Post a Comment for 000428b